Patrycja Baczmańska, lat dwadzieścia jeden, studiuje zaocznie pedagogikę w Dolnośląskiej Szkole Wyższej, a także pracuje – od poniedziałku do piątku – jako pomoc domowa w godzinach od 7 do 14, wieczorem zaś w Świetlicy „Źródełko” przygotowuje dla dzieci kolacje. A jak znajdzie jeszcze trochę wolnego czasu zajmuje się dziećmi w świetlicy. Twierdzi, że nie ma fajniejszego zajęcia niż bycie z nimi i patrzenie na ich uśmiechy.
„Organizuję dla nich kurs kulinarny – było już osiem spotkań; uczyliśmy się nakrywać do stołu i dbać o jego estetykę, robiliśmy wspólnie sernik na zimno, sałatkę jarzynową i owocową oraz galaretkę i kanapki. W styczniu będziemy się uczyć jak ugotować rosół, jak zrobić ryż z jabłkami itp. Rodzice, którzy przychodzą po nich wieczorem – po kolacji – mówią ze śmiechem: <<teraz przez panią musimy z dziećmi robić galaretki albo kolorowe kanapki>>. Jedna z mam powiedziała, że jej dziecko nigdy nie nakrywało do stołu, a po naszym kursie codziennie – pierwsze biegnie nakrywać. To mnie bardzo cieszy”.
Wolontariat dla Patrycji, to spłacanie długu wdzięczności. Kiedyś sama tu przychodziła, jako dziecko i różne osoby jej pomagały, również, na co dzień spotyka wielu dobrych ludzi, więc jak coś dostaje, to daje też coś od siebie – to wydaje jej się uczciwe.
„Kiedyś przeczytałam cytat, który brzmiał mniej więcej tak:
Za tysiąc lat nikt nie będzie pamiętał, ile mieliśmy pieniędzy, w jakim domu mieszkaliśmy, ani kim byliśmy, ale możemy zmienić świat zapalając uśmiech jednego małego dziecka. Mam nadzieję, że ja też zmieniam świat wywołując uśmiech na twarzach dzieci”.
Pytam też o najprzyjemniejsze momenty?
„Mój brat spodziewa się dziecka i ja – czasem tu w świetlicy – opowiadam dzieciom o tym: jak się czuje bratowa i kiedy ten fakt nastąpi… Ponieważ będę jego matką chrzestną, więc opowiadając o nim mówię po prostu <<moje dziecko>>. Podeszło do mnie kiedyś źródełkowe dziecko – taki mały chłopczyk i powiedział: <<fajnie, że będziesz mamą>>. Musiałam go wyprowadzić z błędu, że będę tylko matką chrzestną. A on na to, że to szkoda, bo byłabym najlepszą mamą na świecie!
I teraz to już na pewno wiem, po co tu przychodzę. Jeżeli mam jakiś zły dzień, coś nie tak w pracy czy w szkole i przyjdę tu do świetlicy, dzieci się do mnie przytulą i cały stres znika i zostaje tylko radość”.
Patrycja jest wolontariuszką już od prawie sześciu lat, przyjaźni się z wolontariuszami, ale największą ich przyjaciółką jest ciocia Ula ( Urszula Karkocha, kierowniczka tej świetlicy), która daje im tak wiele serca. Druga ważna postać, to ksiądz Jarek Filipiak. Jest tu głównym autorytetem, odmienił życie wolontariuszy, potrafi w nich wlać nadzieję. Jest duszpasterzem, mówi o Panu Bogu, ale, jak twierdzi Patrycja, nie w formie gadania katechizmowego, tylko pokazuje wszystkim prawdziwą miłość, przyjaźń, czyli prawdziwego Pana Jezusa.
„Ksiądz Jarek bardzo dużo organizuje w naszej parafii. Między innymi: przedstawienia i wycieczki. Prowadził też scholę i nagrał z nimi płytę. Zabiera nas też do swojego domu rodzinnego; pochodzi z Dębna pod Rawiczem. Tam mieszkają jego rodzice i babcia – robimy sobie tam ogniska, chodzimy po lesie i ksiądz Jarek, z zamiłowani ornitolog, opowiada nam o ptakach.
Dla nas ksiądz Jarek jest mega przyjacielem! Ja osobiście doświadczyłam od niego wiele dobroci, przegadałam z nim wiele godzin, pomagał mi, kiedy potrzebowałam. Jest dla nas bardzo ważny. Najgorsze jest to, że zbliża się czas, kiedy będzie musiał odejść i to będzie bardzo ciężkie dla nas i pewnie także dla księdza. Przez te pięć lat przywiązaliśmy się do niego, a wikariusze, co 5 lat zmieniają parafię. „
Patrycja pociesza się, że na zakończenie jeszcze pojedą z nim w maju do Włoch..