Wolontariat młodzieżowy „My dla świata” – Aleksandra Wiśniewska

Aleksandra Wiśniewska 15 lat, Gimnazjum sportowo – językowe w Trzebnicy

Zostałam wolontariuszką bo „natchnęła” mnie moja katechetka – powiedziała, że jest taka możliwość. To było tuz przed wakacjami a że moja mama pracuje w Będkowie w hospicjum jako pielęgniarka na oddziale dla pacjentów wentylowanych mechanicznie czyli leżących pod respiratorami i często mi opowiadała o swoich pacjentach, więc poprosiłam ją żeby mi załatwiła u nich wolontariat – wiedziałam od razu, że nie będę mogła być na tym oddziale bo nie mam 16-stu lat. Gdy przyszłam po raz pierwszy zostałam bardzo ciepło przyjęta przez personel i pacjentów, dostałam żółtą koszulkę i wszystkie identyfikatory no i zaczęłam poznawać pacjentów. Niektórzy z nich nie mówią więc wtedy ich opiekunki  i terapeutki zajęciowe wszystko mi wyjaśniały . Na początku to były zwykłe rozmowy – wtedy kiedy to było możliwe, wszyscy się do mnie garneli by coś się o mnie dowiedzieć. A później – praktycznie przez cały sierpień jeździłam tam. Po jakimś czasie już wiedziałam, że muszę robić coś, żeby pacjenci się nie nudzili, na tym oddziale psychiatrycznym gdzie są pacjenci z Parkinsonem, z chorobą Alzheimera i innymi otępieniami, pacjenci siedzą najczęściej na wózkach, patrzą w okno albo w ścianę i myślą niewiadomo o czym, może nawet o swoim stanie a wiadomo, że to może być bardzo przygnębiające, więc rozwiązywałam z nimi krzyżówki, rebusy, wprowadziłam zabawy i gry. Na początku zaczerpnęłam pomysły od terapeutek a później sama w domu zastanawiałam się jakie gry i zabawy można robić z tymi pacjentami.

W sierpniu był taki pan, który nie mówił – rozmawiałam z nim w ten sposób, że on próbował mi drżącą ręką coś pisać i kiedyś mama mi powiedziała, że przeniesiono go najpierw na ten mamy oddział i wkrótce zmarł…

Był jeszcze p. Krzysztof – po próbie samobójczej i jako jedyna dostałam do niego dostęp chociaż on leżał pod respiratorem. Odwiedzałam go, rozmawialiśmy w ten sposób, że ja zrobiłam mu taki alfabet ma kartce i on pokazywał mi litery wtedy gdy nie mogłam go zrozumieć. Nagle  – akurat w moje urodziny – mama powiedziała mi, że pan Krzysiu umarł, płakałam i nie umiałam sobie wyobrazić, że już go nigdy nie zobaczę, że już nigdy z nim nie pogadam. Było mi ciężko ale mama mi powiedziała, że muszę się do tego jakoś przyzwyczaić bo hospicjum nie jest takim miejscem gdzie wszyscy zdrowieją ale na szczęscie i tak się zdarza czasami. Teraz mamy szkolenie w hospicjum i będziemy się uczyć by przetrwać takie trudne momenty.

Ostatnio jak tam byłam w piątek to po szkoleniu zostałam z pacjentami bo oni ciągle się o mnie pytają i tęsknią, traktują mnie jak wnuczkę. Staram się tam chodzić przynajmniej dwa razy w tygodniu, w piątek i w sobotę. Dużo się uśmiecham – tam w hospicjum to trzeba robić – ja mam ciągle na twarzy banana i oni bardzo to doceniają. Mówią „ojej jaka fajna, uśmiechnięta dziewczynka i taka naturalna” bo jak przychodzą dziewczyny z tapetą na twarzy to oni inaczej na nią patrzą. Ciągle tam słyszę komplementy i często słyszę słowo dziękuję za każdy drobiazg, który dla nich zrobię. I to słowo dziękuję jest najprzyjemniejsze w tym wszystkim.

Od niedawna zaczęłam chodzić jako wolontariuszka do przedszkola bo bardzo lubię dzieci i stwierdziłam, że znajdę jeszcze czas i na hospicjum w weekendy i na przedszkole w dni powszednie. Moje stare przedszkole jest ode mnie o rzut beretem więc chodzę tam, bawię się z dziećmi i próbuję odpowiadać na wszystkie ich dociekliwe pytania.

Mama chwali się mną więc rodzina jest ze mnie zadowolona chociaż niektórzy uważają, że to jest za dużo jak  na 15-letnią dziewczynę. Dzięki pracy jako wolontariuszka czuję się spełniona, usatysfakcjonowana i po każdym takim wyjeździe do hospicjum, gdy wiem że dałam komuś chwilę wytchnienia, że wywołałam na ich twarzach uśmiech wracam do domu jak na skrzydłach. Niektórzy z nich stale myślą o śmierci a jeżeli opowiem im o czymś zabawnym co mi się przytrafiło albo nawet jakąś wymyśloną historię to oni przez chwilę skupiają się na tym co im opowiadam i ja się z tego bardzo cieszę.

Moim hobby jest siatkówka, ale teraz ze względu na naukę musiałam to odłożyć a palec to złamałam niedawno grając w koszykówkę na lekcji wf-u.

Drugą moją pasją jest muzyka – skończyłam szkołę muzyczną we Wrocławiu i gram na fortepianie.

Będę się kształcić w kierunku medycznym, myślę, że mam zadatki na stomatologa a nawet myślę, że to jest moje przeznaczenie. O tym zawodzie marzę od dawna a kiedyś siostra katechetka prosiła byśmy przygotowali historię świętej, której imię przyjęlibyśmy ewentualnie podczas bierzmowania. Ja zupełnie o tym zapomniałam, więc w ostatniej chwile na przerwie wpadłam do biblioteki i wydrukowałam sobie pierwszy lepszy życiorys – była to święta Apolonia – nawet nie zerknęłam na ten tekst a na lekcji religii zostałam poproszona o przeczytanie. Czytam; Święta Apolonia – patronka dentystów – królowa morza aleksandryjskiego itd. – stwierdziłam wtedy, że to przeznaczenie, będę stomatologiem

Mam przezwisko „Wiśnia” od nazwiska, w wolnym czasie słucham muzyki, czytam książki ( ostatnio „Ogniem i mieczem”) chodzę na spacer z moim psem i spotykam się ze znajomymi.

 .

Ten wpis został opublikowany w kategorii Sylwetki wolontariuszy. Dodaj zakładkę do bezpośredniego odnośnika.