[iframe width=”560″ height=”315″ src=”http://www.youtube.com/embed/iq-5v44H15Y” frameborder=”0″ allowfullscreen]
Koorydantkorka wolontariatu z Gimanzjum nr 1 we Wrocławiu, Bożena Drab, na pytanie Oli Rusiniak o prywatną definicję wolontariatu wybucha śmiechem i bez wahania mówi, że to szaleństwo. Po sekundzie dodaje, że może to jednak misja?
Nie sposób… nie zgodzić się z tą opinią. Wolontariat jest w pewnym sensie szaleństwem. Robić coś dla innych, bezinteresownie, bez zarobków, rezygnując z wolnego czasu lub komfortu?
Jest też misją. Bo dzięki niemu świat (choć dla jednej konkretnej osoby) staje się odrobinę lepszy. Realizuje się marzenie o społeczeństwie obywatelskim, rośnie zaufanie społeczne.
Wolontariat jest też ryzykiem, które podejmujemy. Ryzykiem zmiany, która może się w nas stać dzięki pomocy innym, dzięki kontaktowi z potrzebującym.
Ale wolontariat to przede wszystkim spotkanie z drugim człowiekiem; spotkanie, które ubogaca obie strony: uczy samodyscypliny i odpowiedzialności, zaufania, słuchania innych, zrozumienia. Pozwala poznać cudzą wrażliwość i inne spojrzenie na świat.
Zaryzykujesz?