Miejscem docelowym naszego wyjazdu La Farme du Fai blisko Le Saix, Veynes Region Prowansja Alpy Lazurowe Wybrzeże Departament Alpy Wysokie- południowy –wschód Francji. Le Fai położone jest około 30 km od Gap ,200 km od Marsylii i 90 km od Grenoble.
Samolotem dotarłyśmy z koleżanką do Marsylii, z przesiadką na lotnisku w Monachium. W Marsylii na lotnisku czekał na nas Jean Michel wraz z małżonką. Miał charakterystyczny wygląd „ Rumcajsa” duża czupryna siwych włosów i duża broda, wiek około sześćdziesięciu kilu lat. Przywitał nas szczery i miły uśmiech jego i małżonki.
Później okazało się że Jean był organizatorem kilu ośrodków w regionie składających się na Association „Les Villages ses Jeunes” w tym regionie. Oprócz zarządzania całością i pomocy w prowadzeniu ośrodka w Le Fai zajmował się organizacją koncertów w regionie dla wolontariuszy i mieszkańców. Poszczególne miejsca wolontariatu różniły się specyfiką.
Ten do którego trafiłyśmy był międzynarodowym wolontariatem i tak zwanym „workcamp solidaritesjenesses.”
Położenie ośrodka na samej szczycie góry około 1100 m ponad poziom morza w takiej rozpadlinie góry stwarzało wyjątkowość miejsca ale i dużo utrudnień.
Jeszcze na początku 20 wieku do 1927 mieściło się tam gospodarstwo rolne. Po opuszczeniu przez właścicieli Rząd Francuski przejął te miejsce na własne cele.
Ośrodek nie był duży, parę budynków i wolno stojące w otoczeniu ośrodka drewniane budyneczki – gdzie spała młodzież : 45 miejsc noclegowych w budynkach i 30 miejsc w namiotach.
Warunki były skromne ,raczej obozowe.
Uczestnikami byli:
-długoterminowi wolontariusze ich pobyt trwał 5, 7 miesięcy rodzaj „ rehabilitacji” Pracowano z nimi indywidualnie. Przerabiali oni programy związane z ochroną środowiska, wielokulturowością pisząc w grupowej pracy opracowania i prezentacje .Wszystko to miało formę zabawy. Podkreślano wielokrotnie że chodzi o wspólną prace i wspólna dyskusję.
-krótkoterminowi ( my się do nich zaliczaliśmy) z pobytem do miesiąca
– uczestnicy workcamp duże grupy przyjeżdżające z opiekunami na 2, 3 dni. Ich pobyt obejmował wykłady np. na temat medycznej pomocy w wolontariacie w Afryce oraz kilkugodzinną intensywną pracę fizyczną oraz wycieczki w góry.
oraz tzw. grupy z prywatnego pobytu.
Inną grupą byli miejscowi mężczyźni przywożeni do pracy na 3 dni w ramach programu przywracania ich do życia i pracy. Ludzie ci przebywali z powodów różnych bez pracy. W Le Fai pomagali w pracach budowlanych .
Przywitali nas wszyscy wolontariusze na czele z przemiłym i ciągle uśmiechniętym Lukiem.
Przedstawił nam program najbliższych dni.
Praca nasza polegała na pomocy w kuchni, wspólnym z młodzieżą sprzątaniu pomieszczeń kuchennych i sanitarnych podwórka, pracach w ogrodzie i budowie zejścia do rzeki.
Posiłki były raczej skromne, oparte na przetworach, konserwach, pieczywie, sałacie, ziemniakach i chlebie. Zdarzały się niepowodzenia w gotowaniu potraw przez młodzież, ale nikt nie protestował. Znikały z talerzy nawet mniej udane potrawy. Trzeba było zaakceptować wiele rzeczy np. : mlaskanie Dewa,. Było to świadectwem że potrawa mu smakuje, jedzenia na jednym talerzu kolejnych dań i deseru.
Każdy z uczestników gotował potrawy ze swoich krajów. Najlepiej smakowała mi koreańskie potrawy: długo palące w ustach po zjedzeniu – rodzaj makaronu w palącym sosie i świetnie przyprawiona papryka z ryżem Najgorsza – kolacja anglika; pierwsze danie zupa z ziemniaków w obierkach nieprzyprawiona, a drugie danie to były ziemniaki z obierkami i z kawałkami kalafiora. Smaczne zupy na kolacje gotowała Lidzia. Były rozgrzewające aromatyczne i przyprawione. Ja upiekłam szarlotkę.
Było tez sporo przyjemnych dni, wspaniałych i nieporadnych ( z powodu nie dość dobrej znajomości języka) rozmów z młodymi ludźmi- otwartymi, życzliwymi i odważnymi, lubiącymi się bawić.
Uczestniczyłyśmy w sobotnio-niedzielnych wyjazdach do okolicznych miastek na prezentacje regionalnych, wolontariackich ośrodków.
Z przyjemnością pracowałyśmy też w ogrodzie.
Grządki specjalnie uformowane na cele edukacyjne, opisane w języku francuskim i angielskim zapoznawały nas i mlodzież z warzywami i trudami ich uprawy.
Uprawa roślin bardzo trudna, ponieważ chłodne noce i upalne dni nie sprzyjały wegetacji roślin.
W czasie wolnym tzn po 16-tech wychodziłyśmy na spacer w góry.
Pracowaliśmy, przebywaliśmy z młodymi ludźmi, studentami absolwentami średnich szkół. Poznałyśmy Saszę z Niżnogo Gorodu, Davida z Honkongu. Iiyun Jang z Korei i jej dwóch mocno charakterystycznych kolegów, Susane spod Londynu, Geiva z Belgii, Natali z Francji, Efi – Austriaczką spod Wiednia.. Na mapie świata w kuchni pokazywaliśmy miejsca naszego zamieszkania. Polskę najczęściej mylono z Holandią. A jeden z robotników pochwalił się nawet że ma kolegę który” cos słyszał o Polsce”
Z większością rozmawialiśmy o rodzinach, miejscu pobytu planach na życie. Część z nich udział w europejskim wolontariacie łączyła z podróżami wakacyjnymi po Europie,.
Młodzież była otwarta, ciekawa siebie i świata, chętna do udziału w wycieczkach zabawach i pracy. David był pewny że zostanie pisarzem. Codziennie po 16 pisał i wysyłał relacje do Hongkongu. Na pytanie co pisze – tylko się pięknie uśmiechał. Opowiadał nam o swojej rodzinie ciągle podkreślał „ Hongkong to nie Chiny”
Przyszły pisarz
Nasza znajomość języka pozwalała na porozumiewanie się w stopniu podstawowym o rodzinie, potrawach , planach przeszłości.
Pomimo, że wolontariat nie trwał tak długo, okazało się na miejscu ,że wszystko jest inne od tego co sobie wyobrażałyśmy:język, potrawy, zwyczaje powitalne – całowanie się mężczyzn na przywitanie, ubiory., kolory skóry religijność.
W pierwszej deszczowej części naszego pobytu – Luk opiekun , również wolontariusz prowadził dwie lekcje podstawowych zwrotów w języku francuskim. Przy okazji my uczyłyśmy wymowy języka polskiego. Wymowa naszych wyrazów nie przychodziła im łatwo. Śmialiśmy się wszyscy.
Praca mężczyzn polegała na koszeniu trawy w otoczeniu, budowie szklarni , schodów zejść do rzeki udziale i w budowie estrady, w dole blisko rzeki – rodzaj amfiteatru do słuchania muzyki odbijanej echem od ściany góry. Miałyśmy okazje dwukrotnie słuchać takich koncertów. Niezapomniane i wzruszające wydarzenia o zmierzchu w górskiej rozpadlinie.
W Veynes u podnóża gór brałyśmy udział dwudniowym festiwalu w miasteczku. W pierwszym dniu był dzień zabawy dla mieszkańców i przyjezdnych . Wzdłuż ulicy wystawione były stoiska z urządzeniami do gier zręcznościowych i gier planszowych, miejsc gdzie dzieci przebierały się za clownów i postacie z bajek dziecięcych. Poznałyśmy wiele nowych gier. Bawili się wszyscy łącznie z dorosłymi.
W drugi dzień zabawy połączone były z wystawianiem przez mieszkańców zbędnych rzeczy do sprzedaży. Liyun Jang – Koreanka kupiła np. używane kartki pocztowe adresowane do osoby sprzedającej, lalkę jakiś ceramiczny bucik i książkę – rzeczy które u nas prawdopodobnie trafiłyby na śmieci.
W ośrodkach wolontariackich propaguje się mocno ekologię, uczy szacunku do żywności , ochrony przyrody, oszczędności i segregacji śmieci. Wyżywienie jest wegetariańskie, a nawet wegańskie. Niezjedzone potrawy o ile takie były, wykorzystywano w następnych dniach. Okruchy pozostające po krojeniu chleba , zbierano do wykorzystania jako posypkę do zapiekanek.
Gotowaniem zajmowali się zmieniający się coraz to wolontariusze. Praca nie była łatwa. Duże kotły, blachy, przygotowanie warzyw i składników potraw było dosyć trudne dla tylu osób. Dodatkowymi gośćmi przy posiłkach byli miejscowi robotnicy, którzy pomagali w budowlanych pracach prowadzonych z udziałem wolontariuszy oraz przyjezdni z programów socjalnych. Kilka dni przed naszym wyjazdem przyjechała „ grupa socjalna” . Ludzie w większości o ciemnym afrykańskim kolorze skóry.Napisy o oszczędności wody, światła- umieszczone były w wielu miejscach.
Zajęcia plastyczne
Przemieszczałyśmy się „ droga Napoleona z południa Sisteron na północ do Grenoble.
W dniu 18 czerwca 2011 w miejscowości Menglon brałyśmy udział w spotkaniu seniorów , wolontariuszy i organizatorów koncertu na rzecz Madagaskaru. Rozmawiałam z szefową organizacji po angielsku na temat potraw i tego i skąd jesteśmy. Miałyśmy okazję obserwować zwyczajne życie mieszkańców.
A wcześniej zawieziono nas do pięknego miasta Die. Zrobiłyśmy zakupy w supermarkecie i spacerowaliśmy po uliczkach miasta. W końcu głównej ulicy rozpościerał się widok na piękne Alpy w oddali. Na ulicy zaczepiła nas starsza pani – słysząc niezwyczajny w tych stronach język, skojarzyła nas z krajem Papieża i pobiegła do pobliskiego domu przynosząc i częstując nas bananami.
Doświadczyliśmy również chłodnego powiewu Mistralu – typowego dla południa Francji . W tym czasie miejscowi ubrani byli w ciepłe buty i futrzane kamizelki. Ja przynajmniej jadąc do Francji miałam wyobrażenie ciepłej Nicei. Realia były inne.
W pobliskiej miejscowości La Saix brałyśmy udział w miejscowym festiwalu . Miasteczko liczące niewiele osób i domów gościło okolicznych mieszkańców. Były wystawione stoiska z miejscowym rękodziełem , malarstwem, wyrobami z lawendą , miodami, chlebem i serami. Równocześnie odbywała się prezentacja komputerowa o recyklingu i ekologicznych zachowaniach. Przy stoliczku naszego ośrodka prezentowałam swoje prace i krótki pokaz techniki decupage. W sąsiedztwie miejscowy starszy pan – obok małżonka plótł ze słomy i traw koszyki. Piękne swoja prostotą..
Wieczorem odbył się koncert- chór który przyjechał s pobliskiego miasteczka Veynes. Wieczorem skorzystałyśmy z zaproszenia Clotilde Fenoy i odwiedziłyśmy ją w jej domu. Opowiadała o sobie o studiach w Lyonie, o swojej pracy. Wypytywała nas na czym polega nasz wolontariat tutaj na miejscu i we Wrocławiu i o jej pracach organizacyjnych związanych z różnymi projektami. Siedziałyśmy na tarasie jej mieszkania i patrzyłyśmy na wzgórza Alp. Przepiękne widoki.
Z udziałem dwóch wyróżnionych wolontariuszek … pojechałyśmy w dniu 22 czerwca do AIX en Prowance w pobliżu Marsyli. Miasto z ogromnymi tradycjami artystycznymi. Zwiedziliśmy muzeum Cezanne i muzeum w centrum miasta z cennymi zbiorami min Picassa i Graneta. Miasto z różnobarwną egzotyczna ludnością, wąskimi uliczkami z malutkimi sklepikami z wyrobami arabskimi i tunezyjskimi. Inny świat.
Nasz pobyt dobiegł końca. W przeddzień naszego wyjazdu odbyło się pożegnanie , Wręczyłyśmy upominki naszym opiekunom. Koleżanka Lidzia ofiarowała obrazek z widokiem okolicznej górskiej przełęczy, ja papier czerpany i zbiór tekstów rosyjskich piosenek dla Kate, naszej mentorki. Wcześniej koralami i kolczykami z filcu obdarowałam najbardziej zainteresowane pracami ręcznymi młode koleżanki. Żeby nie popełnić błędów odczytałam pożegnanie i podziękowanie z kartki zapewniając uczestników że na zawsze zostaną oni w naszych sercach. Zrobiliśmy też pamiątkowe zdjęcia.
I tak na pewno będzie. Zawsze będę pamiętać wspaniałych młodych ludzi których tam spotkałam
Dziękuje za umożliwienie mi zobaczenia innego ale również prawdziwego świata.
Wrocław dnia 15 września 2011
Młodzi wolontariusze – prezentacja wzajemna
Kata, Ja, Michael, Lidzia, Luk i małżonka Michaela
Marsylia – widok z samolotu
Radość, piękne widoki i wspaniała Ijun